Rankiem 20 marca, a więc z lekkim wyprzedzeniem, Koło Matematyków wyszło (czy też wytoczyło się) gremialnie na słońce w celu powitania wiosny, jak co roku czynić zwykło.
Zarówno wyprzedzenie jak i wyjście sub sole były dobrze umotywowane ( jak zresztą wszystko co robią prawdziwi matematycy). Motywacją było zjawisko niebagatelne, gdyż kolejne takie czeka nas dopiero w 2021 r. Mowa oczywiście o zaćmieniu słońca, które dało się nam pięknie obserwować z Zakrzówka przez filtry dyskietek dostarczone przez Kacpra, który z kolei pozbył się w ten sposób komputerowego złomu. Około godziny jedenastej zaćmienie osiągnęło maksimum , zasłonięciu uległo 63% tarczy słonecznej, jak podają Ci co zmierzyli, ale i tak dzień był dużo bardziej jasny niż dowód twierdzenia Stokesa. Międzyczasie nie próżnowaliśmy: z jednym okiem na słońcu, drugim doglądaliśmy grilla, na którym piekły się banany, bo zaćmienie zaćmieniem, ale w piątek pościć trzeba. Na koniec spłonęła Marzanna, w tym roku w postaci psychologicznego słoneczka Renaty, co gdy się zastanowić, wbrew pozorom nawet nie było tak całkiem bez związku – w końcu kiedy podpalać słońce jak nie wtedy, gdy wygląda jakby mu brakło żaru. Zaćmienie, czy też banany, zwabiły do nas rzesze osób, w tym naszych nowych sąsiadów z Wydziału Fizyki i Astronomii. Zainteresowanie wykazywali również przedstawiciele straży miejskiej, którzy jednak trzymali się na dystans, a w końcu odeszli w swoją stronę. Być może było to dla nich za wiele.
Gdy z Marzanny ostały się jeno residua postanowiliśmy pożegnać się z Zakrzówkiem i ruszyć dalej. Następnym punktem programu była bowiem Rewolucja. (Skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B, a skoro już się podpaliło Słoneczko-Marzannę, to trzeba iść dalej z ogniem.) Dokonaliśmy szybkiej reorganizacji szeregów. Trzech Muszkieterów, czyli Darek, René i Nolens zdecydowało się na własną rewolucję i poszło smażyć frytki na smalcu do kwatery pierwszego z Muszkieterów. (Później dołączył i Muszkieter Czwarty.) Pozostali po godzinnych przygotowaniach ruszyli do Rewolucji przez duże „R”, gdzie zażądali wymiany 20 uciułanych przez rok kartoników na 2 pizze. Osiągnęli pełny sukces, więc nie tracąc impetu przeszli do Murzyna. Czy doszło do czarnej rewolucji, czy też czerwonej tego nie wiem, gdyż byłam Muszkieterką.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że na tym skończyliśmy się witać z wiosną. Zdecydowaliśmy się witać ambitnie, a że w ten oto piątek miał być Naukowy Czwartek, to my na to jak na lato. W pięknej sali, nowego wydziału fizyki (przy okazji mogliśmy pozazdrościć) dr Jakub Byszewski opowiedział nam o liczbach p-adycznych oraz zasadzie lokalno-globalnej Hasse-Minkowskiego. Po ciekawej prelekcji dostaliśmy jeszcze zaproszenie na film, ale my już musieliśmy biegnąć dalej. Wszelako program nie został jeszcze wyczerpany, jako że na wieczór zaplanowaliśmy trochę „Magii”, gdzie już czekała na nas z dawna nie parzona herbatka szkocka.
Prowadzenie czy też mieszanie herbatki oddaliśmy uwielbianemu przez studentów prof. Jarosławowi Grytczukowi. Na dowód tego wystarczy powiedzieć, że na spotkanie przybyło jego dwóch doktorantów. Niespodziewanym gościem był dostojny kocur, który jak się okazało, jest stałym bywalcem „Magii”. Prof. Grytczuk opowiedział nam o kilku ciekawych problemach matematycznych – lwia część z nich czeka jeszcze na swoje rozwiązanie. Między innymi zdradził nam swoją niedawną obsesję- tzw. hipotezę o czułości. Dowiedzieliśmy się również o ułamkach egipskich, hipotezie Zaremby (a więc patrona naszego drogiego Koła) i niejakich grafonach (temat pracy doktorskiej Andrzeja Grzesika). Rozmowa toczyła się do późnych godzin nocnych. Za kilka dni profesor miał obchodzić okrągłe urodziny, więc zamówiliśmy ciacho ze świeczką i wszyscy wraz z kelnerką odśpiewaliśmy (prawie bez fałszowania) tradycyjne „sto lat”. Na koniec wypiliśmy po lampce wina i tym miłym akcentem zakończyliśmy bardzo udaną herbatkę, a tym samym cały długi dzień witania wiosny.